Wywiad z Black Hat Tiling
A: Czemu wybrałeś taki zawód? Black Hat Tiling to kafelki, płytki – na dodatek taka wąska specjalizacja – mozaika wiktoriańska. Mogłeś przecież :produkować parasolki, być kierowcą czy informatykiem?
Mariusz Chojnowski „Black Hat Tiling”: Takie wybory nie są dziełem przypadku. To zawsze jest jakaś wypadkowa. Mam dwóch braci. Jeden jest w Polsce, drugi w Kanadzie. U tego pierwszego zdobywałem pierwsze szlify w zawodzie – u drugiego już pracowałem zawodowo, praktycznie pożytkując zdobytą wiedzę i umiejętności. Początki były trudne. Psułem mnóstwo materiału. Ale jest w tym fachu jakaś magia…. Dlatego to robię już tyle czasu. Zaczynałem mając 23 lata… Teraz jest 36. Kilka lat minęło.
A: Nie odpowiedziałeś na pytanie o specjalizację wiktoriańską. Niewielu jest takich fachowców w Londynie.
MC: Sądzę, że pchnęła mnie do tego po trosze moja artystyczna dusza. Po godzinach gram w zespole rockowym. Muzyka to przecież sztuka – podobnie patrzę na układanie mozaiki wiktoriańskiej. To układanie wzorów, każdy może być inny, jak dźwięki w muzyce. Jest harmonia. Tworzę coś wyjątkowego. Może brzmi to patetycznie ale często tak właśnie o tym myślę. Tak, układanie mozaiki wiktoriańskiej to praca wymagająca poczucia estetyki. Tu nie chodzi przecież tylko o to, aby na jakimś odcinku było równo i tak samo…
A: A Londyn? Czy specyfika pracy w tym mieście różni się znacząco od innych miejsc, w których pracowałeś?
MC: Pominę na moment kwestie takie jak mentalność mieszkańców czy ich potrzeby względem usług glazurniczych. Jak to zostawimy na boku, będzie łatwiej skupić się na materiałach i technice. Szczególnie technika wytycza jasne granice między kontynentami. Doskonale pamiętam Kanadę i układanie płytek na drewnianej podłodze z użyciem siatki i spinaczy. Myślę, że być może teraz Kanada powoli goni resztę świata w dziedzinie układania płytek. Co zaś tyczy się Polski – wiele technik, których się tam nauczyłem bardzo się tu przydaje. Wielka Brytania jednak to specyfika klimatyczna i architektoniczna.
A: Co byś radził początkującym – wielu Polaków przyjeżdża do Londynu z nadzieją na pracę w tym zawodzie. Co powinni zrobić, aby dojść do takiego kunsztu jak Ty?
MC: Dużo pokory. Warto zacząć pracę jako pomocnik, aby zorientować się w specyfice tego fachu. Dzięki temu pozna się narzędzia, materiały oraz mnóstwo detali, na które składa się ten zawód – w sumie jak każdy inny. Kolejna rzecz to specyfika miejsce. Mówiłem już o tym przy poprzednim pytaniu. Jest okazja by to rozwinąć. Warunki klimatyczne i pogoda wymagają cierpliwości i umiejętności dostosowania materiału do warunków. Z czasem zaprocentuje przywiązanie do detali, pogłębianie wiedzy, fachowa literatura.
A: Papierek lakmusowy?
MC: Chociażby. To dobry przykład. Wiedza na temat kwasowości czy zasadowości preparatów używanych przy pracy umożliwi uniknąć wielu błędów, a co za tym idzie kosztów – pal diabli czas, jeżeli coś pójdzie nie tak. Ale materiały kosztują. A skoro mowa o kosztach, to należy nauczyć się rozpoznawać potrzeby Klienta, negocjować budżety. To są bardzo przydatne umiejętności, jeżeli chce się aktywnie działać na tym rynku.
A: Wspominałeś o materiałach. Jakich materiałów i narzędzi Ty używasz w swojej pracy?
MC: Zawsze pracuję na najlepszych materiałach. Nieprzypadkowo zdecydowałem się na produkty WIM. Po szkoleniu, które zorganizowała ANT BM postanowiłem wypróbować fugi WIM i jestem z nich bardzo zadowolony. Materiał charakteryzuje się doskonałą jakością, co ma ogromne znaczenie w przypadku klienta, do którego kieruję swoją usługę.
Jeżeli chodzi o narzędzia, używam wysoce specjalistycznych narzędzi, które sprowadzam samodzielnie głównie z rynku włoskiego. Pod względem narzędzi i materiałów jestem niezwykle wymagający. To dlatego, że bardzo wysoko stawiam sobie poprzeczki.
A: Klientela – na ile Twoja specjalizacja pomaga w pozyskiwaniu nowych klientów.
MC: Obecnie mój kalendarz jest praktycznie zapełniony po brzegi. To głównie efekt poczty pantoflowej – można użyć określenia „marketing szeptany”. Kiedy wchodzę na „robotę” i realizuję ją na zewnątrz, praktycznie jej efekty są widoczne dla całej ulicy. Moja praca jest wizytówką – stąd kolejne zamówienia. Rzecz jasna na początku stosowałem różne narzędzia docierania do Klienta – jedne skuteczniejsze, inne mniej. Kluczowa jest zawsze rozmowa.
A: Rozmowa czyli język? Z tego co wiem pracujesz dla klienta końcowego – głównie Anglików.
MC: Tak, głównie pracuję dla rodzin angielskich i jestem zdania, że znajomość języka ogromnie ułatwia dotarcie do kolejnych klientów. Wasza inicjatywa słowniczka i nauki języka dla branży budowlanej to krok w bardzo dobrym kierunku.
A: Ile czasu poświęcasz na jedno zlecenie. Mozaika wiktoriańska zdaje się być angażująca czasowo.
MC: Staram się działać możliwie szybko. Najszybciej jak to możliwe, przy zachowaniu staranności i jakości pracy. Zdarzają się projekty kilkudniowe a zdarzają się dłuższe, ale staram się nie przekraczać terminów dłuższych niż dwa-trzy tygodnie.
A: Skąd akurat taka granica czasowa?
MC: Po dwóch lub trzech tygodniach wkrada się rutyna. Traktuję każdy projekt jak własne dziecko, pieszczę każdy detal. Kiedy pojawia się zmęczenie a potem nuda bardzo łatwo o powtarzalność i utratę świeżości spojrzenia. Gdy pojawiają się takie elementy pojawia się też ryzyko błędu.
A: Czy masz jakieś anegdoty związane ze swoim zawodem?
MC: Nie będę opowiadał o przygodach znanych każdemu płytkarzowi – a to że inny klej, a to, że wylewka taka czy inna albo płytka pękła nie tam, gdzie trzeba…. To przerabiał każdy. W moim przypadku – może inni też tak mają – dostrzegłem zabawną prawidłowość. Kiedy z żoną zwiedzamy zabytki – jak choćby ostatnia wizyta w Wenecji – to każde z nas ogląda coś innego. Ona zachwyca się stropami i portykami, oknami, łukami a ja oglądam swoją pornografię – włoskie mozaiki kładzione przez dawnych mistrzów.
A: Tak już mają profesjonaliści. Dziękuję Ci za rozmowę.
artykuł o Black Hat Tiling publikujemy dzięki uprzejmości hurtowni budowlanej ANT BM